Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

lenovov

Sense8 - przedpremierowa recenzja finału serialu!

Autor: Katarzyna Janicka
7 czerwca 2018
Netflix skasował Sense8. Potem do głosu doszli fani, którzy spowodowali, że platforma podjęła decyzję o emisji ponad dwugodzinnego odcinka, który zakończy całą historię. Bo ta mogła na wieki pozostać w zawieszeniu po cliffhangerze z drugiego sezonu. Lana Wachowski wzięła się do pracy i stworzyła finał, który z powodzeniem można nazwać filmem, a nie „odcinkiem” kończącym serial. Tym razem nasi bohaterowie znajdują się w tym samym miejscu i tym samym czasie... oprócz Wolfganga (Max Riemelt), którego porwało OOB. Wszystko dzieje się w Paryżu, gdzie Will (Brian J. Smith), Riley (Tuppence Middleton), Lito (Miguel Angel Silvestre), Nomi (Jamie Clayton), Sun (Doona Bea), Kala (Tina Desai) i Capheus (Toby Onwumere) opracowują plan jego wymiany na Whispersa (Terrence Mann), którego udało im się schwytać. Wszystko momentami przypomina nawet zacny film sensacyjny, ale znajdziemy tu też romans, komedię i dramat. Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: 1. sezon Succession
fot. Netflix
Zacznijmy jednak od minusów. Finał Sense8 jest po brzegi wypełniony pomysłami na zakończenie serialu. Tak, jakby scenarzyści nie mogli zdecydować się na jeden konkretny, więc z każdego dodano szczyptę i otrzymaliśmy mały bałagan z dziurami fabularnymi. Najpierw Paryż, potem Neapol, w międzyczasie odkrywamy kolejną tajemną „organizację”, o której następnie nie pojawia się ani słowo, aby powrócić do Paryża i otrzymać zakończenie. Dodatkowo niektóre rozwiązania fabularne wołają o pomstę do nieba. Kolejną kwestią są sceny walki. To nie zmieniło się od początku trwania Sense8. Mimo, że są one naprawdę spektakularne i robią wrażenie, wypadają bardzo nienaturalnie i widać po nich, że były ćwiczone, a aktorzy nie do końca pojęli całą choreografię. Niestety też, nie wszyscy bohaterowie otrzymali ten sam czas na ekranie. O niektórych całkowicie zapomniano. Przykładem może być Lito, którego udział sprowadzono do kilku linijek tekstu, jak narzeka, że nie może jeść węglowodanów. Sense8 zawsze imponował świetnym montażem. Tak też było i w finałowym odcinku. Mimo że główni bohaterowie byli w jednym miejscu i nie skakano tak z ujęciami różnych miejsc, nadal utrzymano klimat tego, że pomimo bycia osobnymi ludźmi sensaci tworzyli jedność. Drugim elementem jest też muzyka, która nie zawodzi. Pamiętacie pierwszy sezon i 4 Non Blondes z piosenką What's up? Teraz zastąpiono ją legendarnym Depeche Mode i I feel you. I to nie przez przypadek – wystarczy wsłuchać się w tekst. Plusem są też ukłony w stronę fanów. Wspólne sceny głównych bohaterów, czy ta kończąca finał to zdecydowanie coś, do czego wszyscy będą powracać. Nie należy pomijać też ostatniego ujęcia, które jest bardzo wymowne i teoretycznie można się go było spodziewać po Lanie Wachowski. Zobacz również: Krypton – 1. sezon festiwalu niewykorzystanych pomysłów
fot. Netflix
Finał Sense8 to z jednej strony plątanina pomysłów na zakończenie serialu, która momentami przechodzi granice absurdu. Z drugiej każdy fan tej produkcji odnajdzie w niej coś dla siebie. Nie zapominajmy, że Sense8 od początku miało być historią o zjednoczeniu, tolerancji i traktowaniu człowieka tak samo – niezależnie od koloru skóry, religii, pochodzenia, orientacji seksualnej czy płci. O tym nie zapomniano i finał jest również ukłonem właśnie w tę stronę. Nie wiem tylko, czy to wystarczy aby przyćmić błędy wymienione powyżej. Na to pytanie musi sobie odpowiedzieć każdy fan serialu Netflixa. Bo przecież to wszystko było for the fans. ilustracja wprowadzenia: Netflix

Większość wolnego czasu spędza na oglądaniu seriali i pisaniu o nich.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.