Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Wielka rozrywka w SkyShowtime!

Ciemno, prawie noc - recenzja kiepskiej kryminalnej baśni Borysa Lankosza

Autor: Łukasz Kołakowski
19 marca 2019

Choć na mniejszym ekranie w polskim kryminale coś ostatnio się zaczęło dziać, ten duży dalej cierpi na brak ciekawych filmów w tym gatunku. Ostatniego dobrego przedstawiciela, Jestem mordercą Pieprzycy trudno bowiem w ogóle nazwać kryminałem, a jeszcze trudniej w byciu filmem tego gatunku upatrywać jego sukcesu. Póżniej były te Amoki, Ach śpij kochanie i tym podobne, czyli ambitne, pomysłowe, ale jednak porażki. Oczywiście pójście pod prąd i spróbowanie czegoś innego nie jest niczym złym, a wręcz przeciwnie, szczególnie mając do dyspozycji i zaadaptowania dzieło tak oryginalne, jak Ciemno, prawie noc Joanny Bator. Problem jednak w tym, że praktycznie wszystko tu położono. Co tu dużo mówić, polskim Guillermo del Toro Borys Lankosz raczej nie zostanie. A na pewno nie po tym filmie.

Ciemno, prawie noc to obsadzona śmietanką polskiego aktorstwa, prawie dwugodzinna nieudolna przepychanka, próbująca złączyć ze sobą tony nieciekawej ekspozycji z nowoczesną baśnią. Reżyser chciałby wrzucić na ruszt dwie pieczenie, ale żadnej nie daje wybrzmieć, bo ściska widza za rączkę od samego początku i nie puszcza do napisów końcowych. W dodatku, co jest chyba jeszcze gorsze, drugą łączy się z główną bohaterką, Alicją Tabor. Cały seans ludzie coś jej mówią, ona błąka się i słucha, a to jej błąkanie przerywamy retrospekcjami, które chcą nieudolnie dopasować się do scen dziejących z czasu rzeczywistego. Tym sposobem z całej intrygującej otoczki wyłania się obraz filmu potwornie nudnego. W dodatku wspomniane wcześniej granie mrokiem jest jak gaszenie światła w pokoju dziecięcym, usypia jeszcze bardziej.
Foto: Adam Golec/Aurum Film
Baśniowość przedstawionego świata jest nie mniej jałowa niż jego koncepcja fabularna. Miło by się to oglądało, gdyby z naszych zamków, przodków i tajemnic zza siedmiu gór i lasów płynęło coś więcej, niż morze tajemnic, których połączenie ze szczątkową zagadką kryminalną da nam jakiekolwiek morały. Książka Bator była w tej kwestii niezawodna, ale trudna w przeniesieniu tego na ekran. Nie próbowano jeden do jednego, za co chwała, ale nie zrobiono tego dobrze. Film jak na baśń nie płynie, jest ociężały, a często także doprawiony zupełnie nieprzystającą do atmosfery muzyką. Ten film nie obroni się także, a właściwie to przede wszystkim, jako kryminał. Przed pokazem prasowym, na którym miałem okazję dzięki uprzejmości dystrybutora film ten obejrzeć, mogliśmy posłuchać krótkiej wypowiedzi producenta obrazu, Leszka Bodzaka, który wspomniał, że Ciemno, prawie noc nie można odbierać jako kryminału. Rzeczywiście, bohaterka podobno wpada do tego Wałbrzycha za pracą, ale wątek kryminalny to w tym filmie kilka rozmów. Rozmów, które przedstawiają sytuację, ale w widzu nie wzbudzają absolutnie nic. Nie ma napięcia, nie ma żadnych innych emocji, a zagadka rozwiązuje się, bo rozwiązać się musiała. Ktoś dał naszej bohaterce w końcu klucz, a ona otworzyła kufer z nagrodą. Wcześniej jednak oczywiście podeszła do niego ślimaczym, snującym się krokiem.
Foto: Adam Golec/Aurum Film
Jednym z najważniejszych aspektów, jakie wzbudzały we mnie przed premierą tego filmu emocje, była jego obsada. Na ekranie mamy bowiem prawdziwą śmietankę polskiego aktorstwa. W dodatku nie są to gwiazdy przygasłe, a błyszczące raz po raz i stale ostatnio będące w znakomitej formie. Dlatego też mam temu filmowi wręcz za złe, jak bardzo nie wykorzystuje żadnego z nazwisk, jakie ma. Kolak, Konieczna czy Ogrodnik migają nam na ekranie tylko na chwilę, Dorociński większą rolę ma tylko teoretycznie, a to, jak spłaszczony jest wątek ślicznej Elizy Rycembel, wręcz boli. Więcej niestety nie powiem, bo jej postać to chodzący spoiler, ale tak nijako poprowadzonego wątku nie widziałem dawno. A nie jest on tutaj jedyny. Magdalena Cielecka również stara się to wszystko podratować, ale scenariusz każe jej stać i patrzeć, jak produkcja marnuje całe pokłady potencjału, które drzemały w materiale źródłowym. Nowy film Borysa Lankosza rozczarowuje, bo z kryminalnej baśni nie wyszła tu ani baśń, ani tym bardziej, kryminał. Dostaliśmy za to przydługi i rozlazły twór, którego oglądanie sprawia naprawdę wątpliwą przyjemność. Kolejny kryminał z potencjałem, który tego gatunku raczej nie zbawi.

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina. Kontakt pod [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.