Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

lenovov

Dzień rozrachunku - John Grisham - recenzja książki

Autor: Patryk Idziak
8 czerwca 2020

Są takie książki, które czyta się z niecierpliwością i napięciem, wynikającymi z chęci jak najszybszego poznania zakończenia. To są dobre pozycje. Dzień rozrachunku z pewnością do tychże należy. Niecodzienna sytuacja w miejscowości Clanton – zamordowanie pastora przez zasłużonego bohatera wojennego – szybko wywołuje sensację w całym stanie. I w dodatku na usta ludzi ciśnie się tylko jedno pytanie – Dlaczego?

John Grisham to z całym przekonaniem niesamowity pisarz. Miewał wzloty i upadki, jak każdy, ale koniec końców jego książki pokochały miliony czytelników na całym świecie. "Ulubiony pisarz Ameryki" – mówi nam slogan znajdujący się na okładce. Coś w tym jest. Grishama można kojarzyć głównie z thrillerów prawniczych i kryminałów. Dzień rozrachunku wpasowuje się w pierwszy z tych dwóch gatunków, więc ponownie możemy zobaczyć mistrza w akcji. Już na samym początku czytelnikowi z premedytacją zaserwowane jest raczej wyrównane, ustabilizowane napięcie, jednakże utrzymujące się na wysokim poziomie przez całość fabuły, co jest niewyobrażalnie trudne. Początkowo nie sądziłem, że coś w tej książce mnie zaskoczy. Myliłem się. Historia wchłonęła mnie i przez wszystkie strony towarzyszyło mi tylko jedno pytanie – Dlaczego Pete, weteran wojenny, zamożny plantator bawełny, ojciec dwójki dzieci, dopuścił się morderstwa na zwyczajnym, bezbronnym pastorze Kościoła metodystów? Pete Banning budzi się pewnego ranka gotowy do wypełnienia wyznaczonej sobie misji  – postanawia zabić Dextera Bella – szanowanego i poczciwego pastora. Odprawiwszy swój codzienny poranny rytuał wkracza do kościoła i oddaje trzy strzały. Dwie kule trafiają prosto w serce, jedna w czaszkę. Chwilę potem Pete spokojnie oddaje się w ręce policji, wiedząc, że niechybnie czeka go śmierć. Mimo licznych starań prawników, mężczyzna nie współpracuje z mecenasami, mówiąc jedynie: "Nie mam nic do powiedzenia", i coraz pewniejsza staje się kara śmierci. – Ktoś taki zabił kogoś takiego! Szok, skandal, niedowierzanie. U czarnych było to normalne, co chwilę skazywano kogoś na śmierć za nawet drobne przestępstwa, ale w tym wypadku ludzie byli wielce poruszeni wynikłą sytuacją. Nikt nie miał wątpliwości, iż Pete zaplanował to dużo wcześniej. Przepisał posiadłość na swoje dzieci, przygotował dla swojej siostry listę rzeczy do zrobienia, nawet nie próbował ukryć narzędzia zbrodni. Uniemożliwił także wszystkim spotkanie się z jego żoną, która trafiła do ośrodka leczenia psychiatrycznego niedługo po powrocie Peta z wojny... Wszyscy w miasteczku współczuli biednej żonie pastora i ich dzieciom, ale nie brakowało też tych, którzy opowiadali się za mordercą, wszakże był odznaczonym bohaterem wojennym, dowódcą wojsk partyzanckich, wielkim człowiekiem. Tylko dlaczego zabił pastora z zimną krwią? Sam przecież był wierzący. Fabuła opiera się na wydarzeniach mających miejsce zarówno przed zabójstwem, po zabójstwie, jak i w trakcie zabójstwa. Narracja jest naprawdę fantastyczna. Z jednej strony obserwujemy proces przeciwko Pete'owi Banningowi jako bezwzględnemu zabójcy poczciwego człowieka, z drugiej zaś wczytujemy się w retrospekcje dotyczące wcześniejszego życia Banninga z żoną przy boku, walki przeciw wrogim oddziałom Japonii oraz bataańskiego marszu. O ile sam wątek główny uważam za całkiem ciekawie poprowadzony i napisany, o tyle przedstawienie baatańskiego marszu w mojej opinii jest po prostu świetne. Użyte słowa, rozległe i jednakowoż konkretne opisy sprawiają, że człowiek od razu przed oczami wyraźnie widzi ten obraz. Tysiące, dziesiątki tysięcy, wygłodniałych żołnierzy, wziętych do niewoli przez japońską armię. Mimo interesującej opowieści i fantastycznego klimatu coś mi w tej książce jednak nie grało. Najlepiej aby w scenariuszu filmowym nie znalazły się elementy niewpływające na fabułę. Jeśli aktor grający pewną postać zauważy krążącego sokoła, powinien on potem z tym sokołem mieć coś wspólnego. W filmie nic nie dzieje się bez przyczyny, bez powiązania. Powieść to oczywiście co innego, ale Dzień rozrachunku ma za dużo opisów, które są kompletnie niepotrzebne i nie sądzę, żeby na jakiegokolwiek czytelnika wpływały pozytywnie. Było kilka momentów, kiedy zastanawiałem się, czy te dziwne fragmenty są wskazówkami do rozwiązania tajemnicy. Nie były. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego… Cały czas jedno pytanie, bez przerwy – ze wszystkich sił starałem się maksymalnie szybko dotrzeć do końca historii i poznać motyw. Nie było to potrzebne, bo już w połowie książki został on wystawiony jak na tacy, w dodatku pchniętej w stronę czytelnika. Wtedy jednak uznałem, że na pewno nie o to chodzi i zakończenie wbije mnie w fotel. Moje rozczarowanie było ogromne, kiedy ujrzałem ostatnią kropkę na końcowej stronie opowieści. Przyznam szczerze, że mocno się zawiodłem. Po zdumiewającym początku, świetnym rozwinięciu, naprawdę wybitnym wątku z działaniami wojennymi Peta przeczytałem najbardziej typowe zakończenie, jakie autor mógł wymyślić – całkowicie bez zaskoczenia, bez sensacji, bez oszałamiającego wrażenia. Szkoda, bo powieść naprawdę napisana jest tak barwnym i jednocześnie prostym językiem, że czytanie stanowi czystą przyjemność. Jednak w każdym przekazie artystycznym najważniejsze są początek i koniec. W tym przypadku początek genialny, zakończenie – mniej. Rzeczywiście koniec mocno mnie przygniótł, niekoniecznie w pozytywnym znaczeniu. Mimo to Dzień rozrachunku nie jest czymś, czego nie powinno się czytać, wręcz przeciwnie – warto. Chociaż rozpoczęcie przygody z Grishamem od tej właśnie książki nie jest dobrym pomysłem i raczej nie zachęci do nabycia innego tomu tego autora.
Dzień rozrachunku - Grisham John

Tytuł: Dzień rozrachunku

Autor: John Grisham

Tłumaczenie: Andrzej Szulc

Wydawca: Wydawnictwo Albatros

Stron: 512

Ocena: 70/100

Pisarz z zamiłowania, dziennikarz z pasji, fanatyk filmu i literatury. W międzyczasie poza pisaniem oddaje się szlachetnej sztuce muzyki.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.