Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Promethea - księga pierwsza - recenzja komiksu

Autor: Piotr Pocztarek
25 czerwca 2019

Mity towarzyszą nam od początku. Niektóre zostały zapomniane, inne przetrwały jako fikcyjne opowieści, jeszcze inne urosły do rangi szacownych religii. Niektórzy badacze uznają superbohaterów za współczesne wizje bóstw, a część właściwie nimi jest. Promethea - księga pierwsza Alana Moore'a łączy w sobie wątki czysto mitologiczne z kwestiami bliższymi bohaterom w maskach. Robi to oczywiście w niecodzienny sposób, o czym świadczą same realia akcji. Ma bowiem ona miejsce w futurystycznej wersji roku 1999, po ulicach szaleją herosi, a starożytna magia zaczyna się budzić w ciele niepozornej nastolatki.

Strona komiksu Promethea - księga pierwsza

Główną bohaterką jest niejaka Sophie Bangs, dziewczyna pisząca pracę na temat Promethei, tajemniczej postaci, która pojawiała się w wielu dziełach na przestrzeni lat. Okazuje się, że nie jest ona jedynie produktem wyobraźni twórców, a realną bohaterką, w którą wcielało się wiele osób. Tym razem padło na Sophie i otrzymalibyśmy pewnie klasyczną opowieść o superbohaterce dziedziczącej tytuł, gdyby nie ogromne ilości magii. I to nie takiej rodem z groszowych powieści fantasy, a sięgającej głęboko do korzeni cywilizacji. W końcu autor to nie teoretyk o wybujałej wyobraźni, tylko znany praktyk sztuk mistycznych. Promethea księga pierwsza na pewno nie jest zbiorem kuglarskich hokus-pokus. Moore i rysownicy pokazują nam o wiele bardziej nieodgadnione widowisko, którego każdy akt jest istnym misterium niesamowitości.

Alan Moore jak ognia unika prostych schematów i nie inaczej jest w Promethei. Dlatego też dla typowego czytelnika, nienawykłego do „ciężkiego” mistycyzmu, komiks ten może być ciężkostrawny. Moore odwołuje się do rozlicznych religii i jej pochodnych. Jako aktywny okultysta nie raczy nas banałami i tanim hokus-pokus. Na kartach pełnego akcji komiksu przedstawia zagadnienia duchowe, które mimo swej wielopoziomowości nie sprawiają wrażenia bełkotu nawiedzonego kaznodziei. Nawet ukazanie historii istnienia na podstawie kart tarota nie jest czymś, co mogłoby odrzucić osobę, dla której wszelki mistycyzm jest hochsztaplerstwem. W to wszystko wplecione są nici superbohaterskie. Klawa Piątka i złoczyńca o frywolnej ksywce Malowana Lala nie są co prawda postaciami pierwszoplanowymi, ale ich działania mają wpływ na główną bohaterkę. Do tego w ciekawy sposób nawiązują do pewnej grupy Marvela i pewnego łotra DC...

Strona komiksu Promethea - księga pierwsza

W przypadku dzieł jak Promethea ciężko przełożyć co bardziej poetyckie treści na inny język. Paulina Braiter należy jednak do tłumaczy, którym bez obaw można powierzyć tak ryzykowne zadanie, jak translacja wierszowanych kwestii, pisanych na dodatek przez stosującego niebanalne zwroty Moore'a. Tam, gdzie jednak Braiter napotkała techniczny problem niemożliwy do rozwiązania, zostało to wspomniane, za co należy się jej ogromny szacunek. Podsumowując - tam, gdzie pojawia się jej nazwisko, możemy być spokojni o jakość tłumaczenia.

Opowieść o bohaterce będącej ucieleśnieniem siły wyobraźni musiał stworzyć ktoś, kto jest niebywałym wizjonerem. J.H. Williams III to człowiek, dla którego jedynym ograniczeniem jest chyba jedynie format kartki. Choć i z tym poradził sobie, tworząc swoistą rozkładówkę w Sandman Uwertura... Tym, których zachwyciły niebanalne plansze z dzieła Gaimana i tutaj opadnie szczęka. Akcja nie jest po prostu dynamiczna i płynna. Ona żyje i angażuje czytelnika, absolutnie go nie męcząc, choć ilość tekstu, jaką serwuje nam scenarzysta, nie jest mała. Zachwyciło mnie również połączenie futurystycznego Nowego Jorku z fantazyjnymi magicznymi krainami. Całość jest tak dopasowana, iż niekiedy jak najbardziej rzeczywiste miasto zlewa się z psychodelicznymi terytoriami, po których podróżuje Promethea/Sophie. Do Williamsa dołączają w kilku momentach Charles Vess ze swoimi baśniowymi pejzażami i Jose Villarubia z przepięknym fotorealizmem. Z kolei podwójna narracja w ostatnim zeszycie, w której pewna mroczna brytyjska osobistość raczy opowiadać anegdotkę, jest doskonałym zwieńczeniem niezwykłej pracy J.H. Williamsa III i Alana Moore'a.

Strona komiksu Promethea - księga pierwsza

Moore i Williams dobrali się doskonale. Obaj tworzą złożoną sztukę, miejscami dość wymagającą, lecz nie przekombinowaną. Niezobowiązująca akcja musi czasem ustąpić ambitniejszym treściom, a w tym przypadku warto na chwilę odłożyć na bok klasyczne superbohaterstwo. Twórca Strażników rozumie język komiksu i wie, jak się nim posługiwać, czego przykład dawał wiele razy. Tomasz Kołodziejczak z Egmontu ceni maga z Northampton i na jednym ze spotkań zapewniał, iż wydawnictwo będzie poszerzało ofertę jego dzieł. Lipiec da na pierwszy tom Providence, z kolei drugi tom powyższej serii ukaże się w listopadzie. I na tym zapewne nie koniec.


Okładka komiksu Promethea - księga pierwsza

Tytuł oryginalny: Absolute Promethea Book One Scenariusz: Alan Moore Rysunki: J.H. Williams III, Charles Vess, Jose Villarubia Tłumaczenie: Paulina Braiter Wydawca: Egmont 2019 Liczba stron: 264 Ocena: 90/100

PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.