Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Wielka rozrywka w SkyShowtime!

Tajne imperium - recenzja komiksu

Autor: Piotr Pocztarek
21 lipca 2020

Eventów komiksowych naprodukowano już wiele. Celowo używam słowa „naprodukowano”, gdyż Marvel z taśmową regularnością wypuszczał na świat kolejne, rzekomo wiekopomne historie, które poza kilkoma momentami były raczej przeciętniakami. Pomiędzy nimi od czasu do czasu zdarza się coś godnego uwagi, co proponuje czytelnikowi coś więcej, niż tylko pełen rozrywkowych kalorii scenariusz. Tajne imperium to właśnie taka historia.

Strona komiksu Tajne imperium

Dwa tomy Kapitan Ameryka – Steve Rogers pokazały już wystarczająco wiele, abyśmy orientowali się, o co chodzi w zamyśle Nicka Spencera. Główna scena wydarzeń przedstawia jednak najlepsze widowisko. Kapitan Ameryka coraz silniej uderza w swoich oponentów. Ci wcale nie próżnują, ścigając się z Hydrą w poszukiwaniach kolejnych fragmentów Kosmicznej Kostki. Pośród akcji są miejsca na osobiste dramaty i rozliczenia świata herosów, którzy ostatnimi czasy skupili się bardziej na sobie, niż na tych, nad którymi przyszło im czuwać.

Moje słowa mogą się wydać kontrowersyjne, ale Kapitan Ameryka w wydaniu faszystowskim nie jest generycznym złoczyńcą. Przypomnijcie sobie, jaki jest klasyczny Cap. Niezłomny ideowiec o ogromnej sile woli, wyznający uniwersalny kodeks moralny. A teraz zamieńcie sobie kamienie milowe jego światopoglądu na coś zgoła innego, bliższego raczej Adolfowi i Benito. I tak rodzi nam się Kapitan Ameryka/Hydra. Człowiek szczerze wierzący, że jego racja jest tą właściwą i zło, które nią wyrządza, jest konieczne do realizacji wyższych celów. W mniemaniu tego Steve'a Rogersa umiłowanie wolności zamieniło się w kult siły, a hart ducha w bezwzględność. Cap Spencera to nie kolejny Red Skull, Doktor Doom czy Thanos. Idee tworzą ludzi, a z doktryny Hydry nie może wyrosnąć nic dobrego.

Strona komiksu Tajne imperium

Kapitan Ameryka jest tu najważniejszą postacią, ale Spencer nie oddał mu całego show. Role postaci takich jak Hawkeye czy Czarna Wdowa wręcz świadczą o wyjątkowości Tajnego imperium wśród innych eventów. Zwłaszcza wątek tego pierwszego zapadł mi w pamięć, a jego odniesienia do II Wojny domowej zmieniły nawet mój odbiór tej historii. Nie bez znaczenia dla całości są role Sama Wilsona czy Milesa Moralesa, którzy w dość szczególny sposób są silnie powiązani z Rogersem. Wspominam o członkach Avengers i sojusznikach, więc muszę napomknąć o pewnej sprawie. W wielu momentach autor potępia zachowanie herosów, dawno odklejonych od realiów i skupionych na wewnętrznych waśniach i kryzysach na wielką skalę, których zachowanie pozwoliło tak łatwo rozegrać ich przeważające siły jednemu gościowi z tarczą.

Tajne imperium tytułem nawiązuje do staroszkolnej historii z Kapitanem Ameryką, w której mierzy się on z pewną faszyzującą grupą wpływu, do której należą prominentne persony z elity USA. Ciekawe to powiązanie, lecz osobiście uważam, że historii Nicka Spencera bliżej do Rodu M. Motyw iluzorycznej rzeczywistości wprowadzającej spore zamieszanie, będącej do tego dość chybotliwą i niepewną, budzi podobny niepokój co w historii Bendisa, która odmieniła świat Marvela na kilka lat. Pod płaszczykiem tąpnięcia fabularnego Spencer zadaje kilka intrygujących pytań, między innymi o zaufanie do liderów i wszelkiej maści idoli oraz o to, jak wiele swobód ludzie są w stanie poświęcić dla fałszywego poczucia bezpieczeństwa wynikającego z epatowania władzy swą siłą, często tępą i brutalną.

Strona komiksu Tajne imperium

Eventy Marvela często nie są arcydziełami fabularnymi. Dom Pomysłów stara się jednak o wiele bardziej w kwestiach wizualnych i nawet te mniej ciekawe crossovery cieszą oko. W Tajnym imperium nie jest inaczej. Sorrentino, Yu czy McNiven to nazwiska oferujące mocną oprawę graficzną. Dzięki nim Cap nie wydaje się tu być heroicznym mocarzem z przeszłości, a głównym rozgrywającym. Jego niegdysiejsi towarzysze wydają się plastikowymi zabawkami, gdy tymczasem członkowie Hydry nie są tak kiczowaci i przerysowani. Nie sposób też nie zauważyć, że atmosfera jest tu bardziej ponura i mroczna. I myślę, że nie bez powodu właśnie taki skład artystów pojawia się w tym komiksie. Tytuły, które współtworzyli, również nie epatowały optymistycznym heroizmem, a Tajna inwazja czy Staruszek Logan to najlepsze tego przykłady.

Tajne imperium jest najlepszym eventem Marvela ostatnich lat. To nie tylko opowieść o herosie, który nagle stał się łotrem. Nie jest to też wyłącznie historia piętnująca przywary świata Domu Pomysłów, ani tym bardziej blockbuster z superludźmi. Spencerowi udało się napisać coś, co było potrzebne Marvelowi po hulankach Marvel NOW! i zmianach Marvel NOW! 2.0. Tajne imperium to egzamin dojrzałości herosów, którzy wpadli w pętle kolejnych zadziwiających przygód i bratobójczych wojenek. Egzaminatorem jest tu jeden z najbardziej kanonicznych superherosów w dość osobliwym wydaniu. Historia Nicka Spencera pozostawia pewne pytania nie tylko w kwestiach czysto komiksowych. Przed nami okres Marvel Legacy i kto wie, jaką drogą pójdzie Egmont. Czy oprócz mainstreamowych tytułów dostaniemy też te mniej popularne, lecz świetne jakościowo historie, czy może oferta zostanie przycięta? Odpowiedź otrzymamy zapewne dopiero w przyszłym roku, ale już warto wznosić modły o wydanie tych najlepszych pozycji.


Okładka komiksu Tajne imperium

Tytuł oryginalny: Secret Empire Scenariusz: Nick Spencer Rysunki: Steve McNiven, Daniel Acuna, Leinil Francis Yu, Andrea Sorrentino, Jesus Saiz, Rod Reis Tłumaczenie: Marek Starosta Wydawca: Egmont 2020 Liczba stron: 484 Ocena: 85/100

PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.