Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

lenovov

Czasami po prostu lepiej nie wydać z siebie głosu, niż wydać go pięć razy w nieistotnej sprawie - wywiad z Grzegorzem Damięckim członkiem obsady serialu Nieobecni.

Autor: Tymoteusz Wójcik
16 marca 2021

Jakiś czas temu na platformie Player.pl ukazał się ostatni epizod pierwszego sezonu serialu Nieobecni. Właśnie w związku z tą produkcją rozmawialiśmy z Grzegorzem Damięckim, aktorem który wciela się w Pawła Borkowskiego. Wywiad przeprowadził Tymoteusz Wójcik.

{red. Tymoteusz Wójcik} Paweł Borkowski to człowiek niejednoznaczny. W pierwszych scenach serialu, sprawia wrażenie bohatera negatywnego. W jaki sposób podszedł Pan do konstruowania tej postaci? Czy jakaś jej cecha była panu bliska?

{Grzegorz Damięcki} Lubię, kiedy bohater podejrzewany o charakter wybitnie negatywny nagle zaskakuje cechami przeciwnymi. Uważam, że w życiu też tak jest. Nie ma ludzi do końca idealnych lub złych. Jako widz również lubię być zaskakiwany.  Ciekawe wydało mi się to, że Paweł Borkowski funkcjonuje w małej społeczności, gdzie trudniej się ukryć komuś kto ma nie do końca czyste sumienie. Z punktu widzenia psychologii postaci bardzo mnie to klasyfikowanie ludzi w małych wspólnotach interesuje. Znam przypadki osób, które latami musiały udowadniać brak garba. Niezwykle łatwo przychodzi powiedzieć o kimś, że jest zły, słowa mogą zabijać. 
fot. kadr z serialu Nieobecni

Czy któryś z wątków postępowania bohatera, chciałby Pan, aby widz najbardziej zapamiętał? Być może wyciągnął z niego jakieś wnioski?

Może to, że nic nam nie jest zabrane, ani dane na zawsze... Jeżeli mamy tak jak Paweł, poukładany dobry i harmonijny związek, szczęście rodzinne i tak dalej to, musimy o to dbać. Nie można tego tak po prostu zostawić. Ten związek jest tyle wart, ile sami z siebie do niego dokładamy. Może chciałem trochę opowiedzieć, właśnie o tym.  Żyjemy w warunkach zamknięcia, bardzo dużo czasu spędzamy sami ze sobą, z własnymi myślami. Zauważam kryzys takich wartości, jak życie rodzinne. Dlatego właśnie warto o tym opowiadać. O tym co nami powoduje. Czemu podejmujemy drastyczne i obiektywnie fatalne decyzje. Czemu się ukrywamy przed światem z naszymi potrzebami.
fot. kadr z serialu Nieobecni

Paweł Borkowski, jak sam pan wspomniał w jednej z wypowiedzi, to mistrz robienia dobrej miny do złej gry. Czy uważa Pan, że wyszło mu to na dobre? Czy jednak powinien był w którymś momencie zdjąć maskę?

Tak właśnie prowadziliśmy postać Pawła. Jakiś czas temu w teatrze Ateneum brałem udział w przedstawieniu pod tytułem Gra w życie. Główny bohater ma możliwość przejścia przez wszystkie najważniejsze decyzje swojego życia od nowa i dokonać zupełnie innych wyborów. Otrzymuje tę sposobność od jakiejś wyższej siły, może Pana Boga. I co ciekawe, okazuje się, że zawsze te decyzje z przeszłości i tak były dla niego najlepsze. Wielkie znaczenie ma jego intuicja... Myślę, że Paweł Borkowski też działa pod wpływem intuicji i impulsu. Jego intencje są jak najlepsze, ale to okazuje się dużo później. Dla konstrukcji dramaturgicznej to sytuacja idealna. Bohater ma zdemolowane życie osobiste, ale nie jest to wyłącznie jego wina. Każdy człowiek ma prawo do poszukiwania szczęścia i nikt, nie ma prawa nas pobieżnie osądzać. Wyłącznie jakaś wyższa siła może to robić. Może także my sami mamy do tego prawo patrząc codziennie w lustro. Paweł postępuje więc pod wpływem impulsu i intuicji, która podpowiada mu akurat tak ryzykowne moralnie wybory. Drogi, które bohater wybiera są dla niego najlepsze, najbardziej naturalne i jedyne jakie w danym momencie mogły przyjść mu do głowy. 
fot. kadr z serialu Nieobecni

Zobacz również: „Czy obudzimy się rano i świat będzie na miejscu?” – rozmowa z Piotrem Głowackim m.in. o serialu Nieobecni

Jaka jest Pana ulubiona filmowa produkcja, być może właśnie jakiś kryminał, thriller bądź dzieło poświęcone bohaterowi, który nie ma łatwo w życiu. 

Lubię kino angielskie, zwłaszcza czarne komedie. Jest pewien film, który wszystkim polecam. To Z miłości do… opowiada o bardzo trudnej miłości dwojga starzejących się ludzi. Nie będę zdradzał treści. Może tylko dodam, że w tym związku istnieje szereg schematów, stereotypów, niedopowiedzeń, które narosły przez lata. Można odnieść wrażenie, że ci państwo tak naprawdę się w ogóle nie lubią, nie kochają i nie wiadomo, dlaczego ze sobą są. Być może to małżeństwo istnieje tylko siłą rozpędu, bo tak jest wygodniej. W pewnym momencie jedno z nich umiera...I nagle ujawnia się cały bezmiar miłości jaki był między nimi i pustki, która teraz powstała. Film jest z jednej strony dramatyczny, mocny i prawdziwy, ale też bardzo śmieszny.  

Czy posiada Pan jakąś wymarzoną rolę?

Nie. Parafrazując Marka Grechutę, ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy. W mojej pracy pociąga mnie krajobraz górzysty. Niech moja droga ma nawet małe nierówności terenu. Wtedy trasa wije się między tymi pagórkami i nie wiadomo co jest za zakrętem, nie wiadomo co jest najciekawsze.
fot. kadr z serialu Nieobecni

Jaka rola, którą Pan zagrał jest Pana ulubioną?

Lubię moich bohaterów teatralnych. Może dlatego, że teatr jest sztuką ulotną, żyje tylko w pamięci. Na ogół sztuki nie są rejestrowane. Lubię moje wspomnienia na temat wybitnych koleżanek i kolegów z którymi spotykałem się na scenie i czekam na kolejne spotkania. Generalnie nie lubię wracać do rzeczy, które zrobiłem. Oceny pozostawiam innym. Ale nie przywiązuję się do nich, można by od tego zwariować. Wszystkie zdania odbiorców naszej pracy, to wielka amplituda różnic. Jeden krytyk powie, że aktor głównie się uśmiechał drugi, że to dzieło wybitne...  Czego więc się trzymać? Jeżeli jakaś moja rola coś dobrego komuś dała, otworzyła zamknięte dotąd drzwi, to w tym mieści się, że się tak wyrażę górnolotnie, posłannictwo aktorskiego zawodu.
fot. kadr z serialu Nieobecni

Dalsza część wywiadu na następnej stronie 

Która z ról dubbingowych zapadła Panu w pamięć najbardziej?

Największą satysfakcję miałem przy dubbingowaniu Tumnusa w Opowieściach z Narnii. Było tak po pierwsze dlatego, że bardzo lubię aktora, który grał fauna (Jamesa McAvoya). Po drugie, podobała mi się ta produkcja i moje dzieci były zafascynowane książką. Miałem, więc dużą motywację. Mój bohater się jąkał, więc zadanie było piekielnie trudne.
fot. kadr z filmu Opowieści z Narnii: Lew, Czarownica i stara szafa

Jak kwarantanna i czas pandemii wpłynęły na Pana życie i pracę?

Jako zwierzę towarzyskie, które bardzo lubi szum widowni chciałbym, żeby ten dziwny czas się skończył. Słabo znoszę samotność artystyczną. Ten wyjątkowy rok uzmysłowił mi, że w pracach, które wykonuję muszę bardzo uważnie przyglądać się jakości tekstów. Nie mogą to być rzeczy błahe. Jesteśmy słabymi zapisami wideo zaśmiecani, wszędzie ich pełno. Czasami jest po prostu lepiej nie wydać z siebie głosu, niż wydać go pięć razy w nieistotnej sprawie. Tylko praca w mocnym towarzystwie ludzi, którzy są rzeczywiście profesjonalistami może przynieść dobry efekt. W tej pracy trzeba budować inny sposób odczuwania, inny rodzaj gotowości i dobrego napięcia artystycznego. Ten proces poszukiwania bywa dla mnie odkrywczy. Wciąż nie chodzi o to, żeby zasłużyć na jakiś bulgot tanimi chwytami. Takie działanie zawsze było mi obce. Celem jest, jak mówił mój mistrz pan Gustaw Holoubek, żeby widownia oddychała równo z aktorem. I właśnie o ten wspólny oddech jest teraz trudno.
fot. kadr z serialu Nieobecni

Wciela się pan w głównego bohatera w serialu W głębi lasu. To również jest kryminał. Czy to zbieg okoliczności, czy jednak przyciągają Pana role w tym gatunku?

To absolutny zbieg okoliczności. Dbam o to, żeby nie dać się wpuścić w szufladę. W opowieści kryminalnej poznajemy zawsze bohaterów w drastycznym momencie swojego życia. W takim wypadku w bardzo ciekawy sposób ujawnia się cały wachlarz ich możliwości psychologicznych. W dużym skrócie, gatunek ten daje możliwość penetrowania psychologii i różnych postaw czasami skrajnych. Być może dlatego historie kryminalne mocno do mnie przemawiają.
fot. kadr z serialu W głębi lasu

Wspomniany serial jest na podstawie książki Harlena Cobena. Czy uważa Pan, że przekładanie zagranicznych dzieł na polskie realia to dobry pomysł?

Powielanie pewnych pomysłów, schematów zachodnich często szkodzi scenariuszom.  Myślę, że w tym wypadku pomysł był jednak jak najbardziej udany. Mając takie okienko na świat jakim jest Netflix, otrzymaliśmy możliwość zaprezentowania się. I nie chodzi o jakąś moją czy czyjąś popularność. Mam na myśli etnografię polskich realiów lat dziewięćdziesiątych, to wszystko co się działo w nastroju społecznym tamtego czasu. Co się działo w sferze na przykład muzycznej. Świat nie zna wielu naszych kapitalnych artystów, jak choćby Grzegorz Ciechowski. Po projekcji W głębi lasu miałem sygnały ze świata, że masa osób zaczęła się interesować polską muzyką alternatywną końcówki 20. wieku. I to jest dla nas wielkie osiągnięcie.
fot. kadr z serialu W głębi lasu

A czy zna Pan być może przykład innego dzieła, które mogło by się przyjąć jako kolejna zagraniczna fabuła na polskich realiach?

Dawno temu był taki amerykański serial pod tytułem Korzenie.  Opowiadał o latach niewolnictwa na podstawie konkretnych losów pewnej rodziny. I tak sobie pomyślałem, że można by to przełożyć na język opowieści historycznej na temat polskich chłopów. Dlaczego na przykład były takie dysproporcje pomiędzy warstwami społecznymi. Tamto dzieło opowiadało skąd są amerykanie i skąd jest podział funkcjonujący do dziś i różne sposoby myślenie na temat niewolnictwa. W Polsce również funkcjonuje podział między mieszkańców wsi i miast, a jego źródło jest bardzo ciekawe. Bardzo interesowałby mnie taki rzetelny scenariusz na ten temat. Szedł by przez wieki do współczesności.
fot. plakat serialu Korzenie

Jedną z pierwszych produkcji, w której Pan wystąpił był film Lista Schindlera. Jak wspomina Pan po ponad 28 latach pracę na planie tej produkcji?

Niezwykła przygoda. Nakład środków był dla mnie wtedy niewyobrażalny. Pamiętam, że Spielbergowi dostarczano z całego świata wiele rekwizytów, chociażby samochody z epoki. Stały w Krakowie na płycie lotniska, a Spielberg chodził i wybierał. Ten będzie grał, ten będzie grał i ten będzie grał, a te odeślijcie. Tak samo robił przegląd parowozów.  Przyjeżdżali do niego na plan, do nawet najdrobniejszych epizodów, aktorzy z całego świata. Jeden z członków obsady, z którym grałem, na dwuminutową scenkę pokonał drogę, aż z Wiednia. W foyer jednego z krakowskich hoteli stał, poskładany z wielu różnych stolików, jeden ogromny. Leżały na nim zdjęcia aktorów z przeróżnych stron świata, a Spielberg zestawiał i dobierał kto w jakiej roli, w jakim kostiumie zagra. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Oczywiście temat produkcji był bardzo smutny i mroczny, ale uprawianie zawodu było dla niego zabawą. Jeżeli można tak powiedzieć, on się bawił jak małe dziecko kręcąc ten film.  Spielberg otoczony był fenomenalnymi specjalistami. Był człowiek od mundurów, od znajomości epoki pod względem obyczajowym, od motoryzacji, była niesamowita dbałość o detal, coś z czym się nigdy wcześniej nie spotkałem. Ludzi, których wybierał do współpracy, traktował jak własną drużynę i w jakimś sensie ich kochał. Jeżeli spodobała mu się twarz, jeżeli na kogoś się uparł, to człowiek ten był wyciągany z podziemi i sprowadzany na plan.  A my byliśmy zachwyceni, że on się upiera właśnie na nas!
fot. kadr z filmu Lista Schindlera

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Dziękuję panu serdecznie. Do zobaczenia w teatrze, mam nadzieję.
Ilustracja wprowadzenia: kadr z serialu Nieobecni

Absolwent szkoły muzycznej I stopnia. Miłośnik kina i szeroko rozumianej popkultury. Zawodnik footballu amerykańskiego, a także Mistrz Polski Juniorów w tej dyscyplinie.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.