Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

pisf

Najlepsze filmy 2024 roku!

Autor: Mikołaj Lipkowski
3 stycznia 2025
Najlepsze filmy 2024 roku!

71. Zabójczy romans (72/100)

Yeo-rae była gwiazdą, którą kochał cały kraj. Jej dobra passa skończyła się, gdy wystąpiła w filmie, który poniósł sromotną klęskę. Jednak nagłe załamanie kariery wydaje się być początkiem prawdziwego love story – Yeo-rae poznaje majętnego i przystojnego mężczyznę. Czy aby na pewno jest on ideałem?

Zabójczy romans to kolejny niezwykle oryginalny film stworzony w Korei Południowej. Jednak, aby w pełni dobrze bawić się na filmie stworzonym przez Won-seok Lee, trzeba kupić i zaakceptować jego odrealnioną i przestylizowaną od pierwszej sceny formę. - pisze dla Movies Room redaktor Konrad Stawiński

72. Wicked (70/100)

"Wicked: Życie i czasy Złej Czarownicy z Zachodu" to alternatywne spojrzenie na historię, jaką znamy z "Czarnoksiężnika z krainy Oz". Poznamy wydarzenia widziane z perspektywy wiedźm z krainy Oz. Opowieść zaczyna się jeszcze przed przybyciem Dorotki i zaraz po nim. Poznamy losy niezwykłej przyjaźni Elfaby, która stała się Złą Czarownicą z Zachodu i Galindy, dowiemy się również, co tak naprawdę stało się w pełnej tajemnic krainie Oz i kim jest słynny Czarnoksiężnik.

Wicked na poziomie narracji wypada dobrze, choć w zasadzie wiele nowości nie wnosi. To nieźle zrealizowana i doskonale ubogacona o muzyczne aspekty historia o cenie wyjątkowości, niełatwej przyjaźni, ale i na "poważniejszym" poziomie daje radę, bez łopatologii wypowiadając się na temat rasizmu czy międzyludzkich i międzygatunkowych relacji. Ciężko o wielką oryginalność w przypadku wzorowania się na określonym materiale, ale Jon M. Chu znów pokazał, że ma serducho do musicali i potrafi dawać sporo radości swoją pracą. Tak jest właśnie w tym przypadku. - pisze dla Movies Room Adam Kudyba

73. Mufasa: Król Lew (70/100)

Film "Mufasa: Król lew" przedstawia dzieje Mufasy w formie opowieści, którą Rafiki snuje młodej Kiarze, córce Simby i Nali. Przysłuchują się temu, komentując, jak to oni, Timon i Pumbaa. W szeregu retrospekcji poznajemy Mufasę jako osierocone lwiątko, zagubione i samotne, które ratuje inny młody lew, Taka, dziedzic królewskiego tronu. To przypadkowe spotkanie staje się początkiem podróży w poszukiwaniu swojego miejsca i przeznaczenia. W drodze przybrani bracia będą musieli się zmierzyć z przerażającym i śmiertelnie groźnym przeciwnikiem, który wystawi na poważną próbę ich przyjaźń.

Zasadności operowania realistyczną formą co prawda nie obronił, ale trzymając się jej sztywnych ram pokazał, że może wywołać emocje także u tych widzów, którzy plakatu filmu z 1994 nie mają nad łóżkiem i nie łapią się już na płacz na śmierci Mufasy. Paradoksalnym natomiast jest fakt, że to komputerowe odwzorowanie programów National Geographic, świadomą decyzję studia, kosztującą w dodatku grube miliony dolarów, w dalszym ciągu rozpatrujemy jako ograniczenie, a nie coś, co pozwala twórcom rozwinąć skrzydła. To, co z tym faktem zrobią przy okazji trzeciego filmu, trzeba już jednak zostawić włodarzom Disneya. - pisze dla Movies Room redaktor Łukasz Kołakowski

74. The Last Showgirl (70/100)

Shelley (Pamela Anderson) od trzech dekad występuje jako tancerka w rozbieranej rewii w Las Vegas. Swoją pracę traktuje nie tylko jako formę rozrywki dla masowego odbiorcy, ale przede wszystkim sztukę, korzeniami sięgającą do najlepszych wzorców francuskiej burleski. Choć osiągnęła mistrzostwo w swoim fachu, prowadzący show postanawiają zastąpić ją młodszym, "wizualnie apetyczniejszym" pokoleniem. Shelley staje więc przed dylematem: co zrobić dalej ze swoim życiem, skoro jej największy atut – ciało – przestało być atrakcyjne? 

The Last Showgirl nie jest kinem, które prawdopodobnie zostanie z widzem na dłużej. Ma nieśpieszne tempo, dość krótki metraż który momentami ogranicza wątki z potencjałem na szersze opowiedzenie. Nie czuję się jednak rozczarowany, bowiem otrzymałem historię pełną autentyczności, nastrojowy i smutny obraz postaci, która z dnia na dzień musiała zacząć godzić się nie tyle z utratą pracy, co radości życia i tożsamości, z którą się zespoliła na amen. - pisze dla Movies Room Adam Kudyba

75. O, Kanado! (70/100)

Leonard Fife (Richard Gere) to uznany filmowiec, dokumentalista, który zapisał się na kartach historii. Jego żywot jednak jest bliski kresu - organizm Fife'a jest trawiony przez raka. Bohatera zastajemy, gdy przygotowuje się do wywiadu kręconego przez swoich byłych uczniów. Ma on stanowić coś na kształt ostatniego wyznania, słów wypowiedzianych do świata przed tym, jak go opuści. Koncepcja hołdu ulega jednak pewnym zmianom, bowiem filmowiec nie jest łatwym graczem, a na dodatek wyciąga na wierzch informacje, których nikomu wcześniej nie zdradził - nawet ukochanej żonie Emmie (Uma Thurman).

Gdy przygotowywałem się do O, Kanado!, przeczytałem wiele krytycznych głosów. Rzecz jasna szanuję je, choć należę do grupy zadowolonych z efektu końcowego. Paul Schrader dowiózł, tworząc refleksyjne, dalekie od cukierkowego i pozbawione nadęcia kino ostatniej drogi. To projekt widocznie osobisty i - co najważniejsze - autentyczny. A to czasami zwycięża. - pisze dla Movies Room Adam Kudyba

76. Biała odwaga (70/100)

Pod koniec lat 30. na Podhalu utalentowany taternik Jędrek Zawrat, potomek znakomitego góralskiego rodu, zakochuje się w pięknej Bronce, jednak rodzina wydaje ją za jego starszego brata, Maćka. Zrozpaczony Jędrek opuszcza rodzinne strony i wkrótce spotyka niemieckiego naukowca Wolframa, który głosi teorię o germańskim pochodzeniu Górali. Po wybuchu wojny Jędrek, w nadziei na odzyskanie Bronki i ochronę swojej społeczności, podejmuje współpracę z Niemcami, co stawia go w konflikcie z Maćkiem, który zdecydowanie odrzuca propozycję kolaboracji.

Przybliży nam nieco temat zapomniany i ważny, da dużo świetnych krajobrazów do poobserwowania jak i wzbudzi bardzo duże emocje. Koszałka podszedł do tematu z klasą, dając dużą przestrzeń aktorom i jak tylko mógł, w pozytywnym sensie, odzierając swój film ze wszystkich potencjalnych kontrowersji i oczyszczając zakurzone karty historii. - pisze dla Movies Room redaktor Łukasz Kołakowski 

77. Rosalie (70/100)

Francja, lata 70. XIX wieku. Rosalie to młoda kobieta inna niż wszystkie, obdarzona wyjątkową tajemnicą - jej twarz i ciało pokrywają włosy. Przez całe życie ukrywała prawdę, aby zachować bezpieczeństwo i dopasować się do otoczenia. Aż do czasu, kiedy na swojej drodze spotka Abla, nieświadomego jej sekretu zadłużonego właściciela baru, który bierze z nią ślub dla posagu. Czy Abel będzie w stanie pokochać Rosalie i dostrzec w niej kobietę, gdy pozna prawdę?

Rosalie to film, który porusza. W subtelny, ale niezwykle przekonujący sposób, Stéphanie Di Giusto przedstawia historię bohaterki, która walczy z narzuconymi standardami piękna i społecznymi ograniczeniami. - pisze dla Movies Room Bianka Turzyńska

78. Omen: Początek (70/100)

Omen: Początek to prequel klasycznej serii, opowiadający o młodej amerykańskiej nowicjuszce Margaret Daino, która zostaje wysłana do Rzymu, by pracować w sierocińcu. Margaret zaprzyjaźnia się z najstarszą dziewczynką z sierocińca, Carlitą, obie mając za sobą trudne doświadczenia. Wkrótce Margaret napotyka mroczne siły, które podważają jej wiarę i odkrywa przerażający spisek mający na celu sprowadzenie wcielonego zła na świat.

Arkasha Stevenson w swojej produkcji nie stara się jednak na siłę skopiować i unowocześnić Omen Donnera, a tworzy dopełnienie historii. I wszystkich wątpiących uspokajam – o ironio, o Omen: Początek nie należy się bać, bo reżyserce to wyszło naprawdę sensownie. - pisze dla Movies Room Agata Magdalena Karasińska

79. Dzieci Amelii (70/100)

Mieszkający w Nowym Jorku Edward nigdy nie poznał swoich biologicznych rodziców. W poszukiwaniu rodzinnych korzeni zgadza się na test DNA. Wyniki badania prowadzą go do tajemniczej willi w Portugalii, w której mieszka matka mężczyzny i jego zaginiony brat bliźniak. Rodzinna sielanka zamienia się jednak w koszmar, gdy Edward zaczyna powoli odkrywać tajemnice swojej rodziny.

Gdyby musieć określić film Gabriela Abrantesa jednym słowem, padłoby na creepy. Choć zagadka będąca centrum filmu ostatecznie nie należy do najtrudniejszych na świecie, cały proces jej rozwiązywania jest prowadzony ciekawie. Warto dać się ponieść tej wizji, która nie jest perfekcyjna, ale częściej niż poczucie żenady oferuje silny dyskomfort. - pisze dla Movies Room Adam Kodyba

80. Furiosa: Saga Mad Max (70/100)

Gdy świat upada, młoda Furiosa zostaje porwana z Zielonego Miejsca Wielu Matek przez Hordę Bikerów, dowodzoną przez watażkę Dementusa. Porywacze docierają do Cytadeli, gdzie władzę sprawuje Wieczny Joe, co prowadzi do walki między dwoma tyranami. Furiosa, próbując przetrwać w tym brutalnym świecie, gromadzi środki, aby móc wrócić do domu.

I może Furiosa w ostatecznym rozrachunku nie dorównuje wybitnemu Na drodze gniewu, to wciąż jest to udane i spełnione kino rozrywkowe. Nie rzuci na kolana, ale to blockbuster z autorską wizją i skalą nieosiągalną dla wielu konkurentów. Superprodukcja z szacunkiem dla fanów, bez chamskiego kapitalizowania sukcesu. Widowisko przeznaczone do oglądania na dużych ekranach i w najlepszych salach. A że niezbyt potrzebne i będące wyłącznie smaczkiem dla uniwersum? Nieważne. Szybko zapomnimy o tym, gdy usłyszymy pierwszy ryk silników, zobaczymy efektowny pościg i damy się wciągnąć w pustynną sagę. - pisze dla Movies Room redaktor Konrad Stawiński

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Geek i audiofil. Magister z dziennikarstwa. Naczelny fan X-Men i Elizabeth Olsen. Ogląda w kółko Marvela i stare filmy. Do tego dużo marudzi i słucha muzyki z lat 80.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.