Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Na pierwszy rzut oka: 6. sezon The Expanse

Autor: Szymon Góraj
13 grudnia 2021

Do niedawna adaptacja tej komicznej sagi rozwijała się w sposób proporcjonalnie odwrotny od serialowej wersji Gry o tron. Im mniej bowiem trzymała się pierwowzoru, tym lepiej wychodzili scenarzyści, rzucając gdzieniegdzie sprytnymi odniesieniami do książek i kreśląc po prostu porządną, na wpół autorską historię. Ostatnio jednak troszkę obniżono loty, a sezon piąty po bodaj najbardziej obiecującym starcie w swojej historii zaliczył bardzo taki sobie finisz. Co możemy powiedzieć po początku finału serialu?

Tak jak zapowiadano, The Expanse wchodzi w fazę regularnej wojny. Koniec udawania, ukrywania się za podwójną gardą i zwiadów pod przykrywką. Rządy planet wewnętrznych, powstanie Marco Inarosa, a nawet załoga Rosynanta - dotąd unikająca otwartych starć - sposobią się do wyczerpującego boju, gdzieniegdzie rozpoczynając już pierwsze finałowe przetarcia. Ci ostatni oczywiście wskutek pozaekranowych perturbacji są biedniejsi o jednego stałego członka załogi, zyskując w zamian nietypowy bonus w postaci Clarissy Mao (Nadine Nicole), niedoszłej zabójczyni Jamesa Holdena (Steven Strait).
kadr z serialu The Expanse
I to w zasadzie mój pierwszy większy zarzut w kierunku 6. sezonu. O ile komentowanie okoliczności gwałtownego usunięcia z obsady Casa Anvara nie ma większego sensu, o tyle uśmiercenie granego przezeń Alexa Kamala w finale poprzedniej odsłony wykonano bez smaku i pomysłu. I tak jak można było się obawiać, na dłuższą metę ucierpiała na tym dynamika całej ekipy. To wciąż ci sami ludzie, których znamy z poprzednich sezonów, ale pozbawiono ich niezwykle ważnego składnika, a scenarzyści ewidentnie nie byli na to przygotowani, przez co serwują nam nie zawsze fortunne wątki (np. kolejny bezsensowny spór na linii Naomi-Amos). Na szczęście Holden wciąż trzyma kurs, a Steven Strait z jednego ze słabszych punktów staje się opoką zespołu.
kadr z serialu The Expanse
Znacznie więcej pozytywów można na razie powiedzieć o wątku globalnym. Zarówno po stronie Awasarali, jak i sił Inarosa czuć pewnego rodzaju ekscytację wejściem na ostatnią prostą konfliktu. Ci pierwsi na razie jeszcze wychodzą z terapii szokowej, jaką zaserwowała im Wolna Flota w 5. sezonie. Ich wrogowie zaś odwrotnie - są nabuzowani, planując kolejne szarże. Mamy kiełkujący bunt syna przywódcy, samego Inarosa odrzucającego wszelkie półśrodki i napalonego na zwycięstwo za wszelką cenę, pojawia się też wreszcie jedyny jak na razie cierń w jego boku, czyli zbuntowana załoga Drummer (charyzmatyczna jak zwykle Cara Gee). Na pewno czeka nas niejedno ciekawe przetarcie.
fot. Materiały prasowe - kolaż

Zobacz również: Wiedźmin – recenzja drugiego sezonu. Czy wiedźmin zasłużył na grosz po raz drugi?

No i na koniec niechętnie muszę nawiązać do drugiego słonia w salonie. Ostatecznie - między innymi przez wzgląd na cięcie kosztów z powodu pandemii - finał The Expanse ma zaledwie sześć epizodów. W jaki sposób, w dodatku po leniwym starcie, twórcy mają zamiar upchnąć w pozostałych odcinkach domknięcie najważniejszych wątków, kryjącego się gdzieś problemu protomolekuły czy pewnej ważkiej kwestii związanej z pochodzeniem technologii Wolnej Floty (kto czytał literacki pierwowzór, ten wie, o co mi chodzi - reszcie nie chcę spoilerować)? Trudno powiedzieć. I mimo, że będę kibicować udanemu finałowi z samej sympatii do serialu, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że czeka nas co najmniej mały niedosyt...

Miłośnik literatury (w szczególności klasycznej i szeroko pojętej fantastyki), kina, komiksów i paru innych rzeczy. Jeżeli chodzi o filmy i seriale, nie preferuje konkretnego gatunku. Zazwyczaj ceni pozycje, które dobrze wpisują się w daną konwencję.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.