Zostaliśmy sami, nie ma już nic
Posiniaczona i poraniona kobieta budzi się w surowym w wystroju pomieszczeniu bez okien, przykuta kajdankami do rurki. Ostatnie co pamięta, to wypadek samochodowy. Kiedy słyszy zbliżające się kroki i zgrzyt pancernych drzwi, wyobraża sobie najgorsze – właśnie trafiła do jakiejś piwnicy, gdzie psychopatyczny facet będzie więził i torturował ją aż do śmierci. Nie domyśla się nawet, jak bardzo skomplikowana jest prawda.
Zobacz także: "Cloverfield Lane 10" - pierwsze spoty widowiska
Michelle (Mary Elizabeth Winstead) opuszcza mieszkanie w mieście w pośpiechu, po telefonicznej kłótni z narzeczonym (głos Bradleya Coopera). Uciekając od swojego życia, z głową pełną myśli, nie słyszy w samochodowym radio komunikatów o zaciemnieniu na Wschodnim Wybrzeżu USA, nie zauważy jadącej za nią półciężarówki, by uniknąć wypadku. Straciła przytomność i obudziła się w obcym miejscu. Howard (John Goodman) nazwie ją niewdzięcznicą, bo przerażona kobieta próbuje uciec, a on przecież uratował jej życie. Były żołnierz piechoty morskiej nie znosi słowa sprzeciwu. Wie lepiej. W końcu on zdołał przewidzieć to wszystko lata temu, dlatego zaczął budować schron, w którym się znalazła Michelle. Pod ziemią, z własnym generatorem energii, filtrami powietrza, zapasami żywności i wody na kilka lat. Nie są w tym bunkrze sami. Emmet (John Gallagher Jr.) wepchnął się "na trzeciego", kiedy zobaczył na horyzoncie błysk, który nie wygląda jak coś, co widział przedtem. Mężczyzna pomagał Howardowi przy budowie schronu – wiedza o jego istnieniu okazała się więc bardzo przydatna. Co takiego wydarzyła się na zewnątrz? Ruscy, kosmici, atak nuklearny - wszystkie opcje są możliwe. Gospodarz twierdzi, że jest tam niebezpiecznie, powietrze jest radioaktywne i lepiej zostać pod ziemią. Ale dla Michelle te informacje nie są takie oczywiste.
Debiut reżyserski Dana Trachtenberga już samym tytułem nawiązuje do filmu Matta Reevesa sprzed ośmiu lat. W Cloverfield (polski tytuł Projekt: Monster), zrealizowanym w konwencji „found footage”, oglądamy atak potwora na Nowy Jork z perspektywy kamery jednego z uczestników wydarzenia, przypadkowego świadka. Choć tutaj konwencja formalna została porzucona, to i tak mamy kilka punktów stycznych. Wiemy tyle, co bohaterowie filmu, obserwujemy świat ich oczami. Nie znamy ani źródła kataklizmu, ani jego prawdziwej skali. Twórcy wykorzystali to świetnie, trzymając nas w ciemności i bawiąc się gatunkami filmowymi. Cloverfield Lane 10 zaczyna się jak niepokojący melodramat, by przerodzić się w horror, potem thriller, by w końcu...
Właściwie pisanie czegokolwiek więcej o fabule czy gatunkowości jest jednym wielkim spoilerem, więc nie będę zdradzał szczegółów, bo do premiery polskiej jeszcze niestety daleko. Największą frajdę z tego filmu będą mieli bowiem ci, którzy pozostaną obojętni na wszelkie recenzje, zwiastuny i zapowiedzi. Mogę jednak z czystym sumieniem napisać choćby o roli Johna Goodmana, którego potężna sylwetka, świdrujące spojrzenie i nie znoszący sprzeciwu ton głosu czynią jego postać najsilniejszym elementem produkcji. Aktor ten nie ma niestety zbyt wielu okazji do prezentowania swoich umiejętności w tak ważnych rolach. Tutaj udało mu się idealnie oddać, bez szarżowania i popadania w skrajności, skomplikowaną psychikę trudnego do rozgryzienia faceta, który z jednej strony może być troszczącym się o ludzi społecznikiem lubującym się w teoriach spiskowych, a z drugiej – psychopatą z kilkoma sekretami. Dzielnie w roli poddającej w wątpliwość wszelkie informacje bohaterki sprawdza się Mary Elizabeth Winstead. Choć jej postaci brak głębszej psychologii, to aktorka radzi sobie świetnie ze współczesnym wcieleniem silnej i zdeterminowanej heroski na pokładzie podziemnego Nostromo.
Zobacz także: Brie Larson - młodość i doświadczenie
Nie bez znaczenia jest przemyślana reżyseria, dopracowana scenografia i zdjęcia. Przesycone kolorami wnętrze bunkra przywodzi momentami na myśl plan jakiegoś sitcomu (Goodman występował kiedyś w komedii Roseanne), choć ma też mroczne i ponure zakamarki rodem z horrorów serii Piła. Poczucie osaczenia i zniewolenia miesza się z domową, przytulną atmosferą – nawiązania do kapitalnego, nominowanego do Oscara Pokoju nie będą bezpodstawne. Kapitalnie skadrowany film w wielu momentach mówi więcej obrazem, niż słowami. Zapierająca dech w piersiach scena sięgania po komórkę, która wydaję się być niesamowicie daleko. Klaustrofobiczne ujęcia w szybie wentylacyjnym – jeszcze jedno nawiązanie do Obcego. Albo kołyszący biodrami Howard, puszczający nagranie z szafy grającej – komedia miesza się z wisielczym nastrojem niczym we Wściekłych psach Tarantino.
Jedyną łyżką dziegciu w tym słodki obrazku jest zakończenie, nad którym nie będę zbytnio się rozwodził. Zaznaczę tylko, że można je odebrać dwojako. Zapewne część widowni zawyje z zachwytu na rozwój i tempo akcji. Do mnie nie przemówiła jednak diametralne wrzucenie innego biegu – w tej dobrze pracującej maszynie nagle coś zaskrzypiało. Tego uczucia nie mogłem pozbyć się do samego końca. Nie zmienia to faktu, że na tle przerośniętych efektami specjalnymi, schematycznych do bólu produkcji o podobnej tematyce, Cloverfield Lane 10 prezentuje się naprawdę dobrze. Przesłanie z plakatu, mówiące o "potworach mających różne postacie", można po projekcji interpretować na conajmniej kilka sposobów.
Na deser dodam kilka smaczków, które czekają na miłośników „jajek wielkanocnych”, czyli zostawionych przez twórców niespodzianek. Związki tej produkcji z uniwersum innych tytułów, w które zaangażowany był JJ Abrams, producent tego filmu, są najłatwiejsze do wychwycenia. Motyw bunkra i zamkniętych w nim mieszkańców pamiętają pewnie fani serialu Lost. Firma, dla której pracował Howard to Bold Futura – to ich satelita spada z nieba budząc potwora w Projekt: Monster. Stacja benzynowa „Kelvin” pojawiła się już w Super 8 i jest oddaniem hołdu dziadkowi Abramsa.
Ilustracja wprowadzenia: Michele K. Short; Paramount Pictures
Miłośnik kina akcji lat 80., produkcji młodzieżowych oraz wysokobudżetowych filmów przygodowych, fantasy i science-fiction. Widz szczególnym podziwem darzący oldskulowe animacje, a także pełne magii i wdzięku obrazy Disneya. Ukończył Politechnikę Gdańską i z wykształcenia jest specjalistą w dziedzinie szeroko pojętej chemii.